sobota, 5 listopada 2011

TEN WIERSZ

Przeklinam Boga,
żeby zwarzyć oberetowane głowy.
Innym znów razem,
demonstracyjnie,na ludzkich
oczach, wyrywam krzyż
Chrystusowi.
-Jam jest milijon!

Z Freudem rozprawiczam sny,
by wyjąć ci oczy.
Ale jeśli chcesz, mogę drwić.
Że poza morfiną, Sigmund
niczym nie zasłynął.

Czytam Wojaczka. Bo to takie
modne; choć niezbyt trendy.
Czytam jego krew, z której tyle
kobiet
na nucie najwyższej spłynęło.

Gardzę samobójcami; za płotem
zakopać!

Siostro ironio, ileż to już ran?

Piszę ten wiersz,
by usprawiedliwić wszystkie upadki.

czwartek, 3 listopada 2011

Włosy opuściły mnie najpierwsze.


pierwsze popsuły się oczy
kiedy łowiłem książki z najniższej półki
właściwie pudła

chociaż nie
włosy mnie opuściły
najpierwsze

potem głos zachrypł
i tak do dziś
przegrywa
najpierw z długopisem
teraz z klawiaturą

Zepsuły mi się zęby
niby nic te z tyłu
nie widać

tak niewidocznie się będę psuł
aż tylko dzieci ze mnie zostaną

Zeznanie

Miałem niecałe pięć lat, kiedy
pod oknami pojawił się pierwszy
czołg. Jakiś czas potem
wczesnoranne pukanie
wyprowadziło sąsiada
w nieznanym kierunku.

Miałem trochę ponad dwanaście
lat, kiedy ważni panowie
przy stole okrągłym,
postanowili zapalić światło.

Żółw, jednym szybkim ruchem
pędzla, oddzielił czerwień
od czerwieni.

Mam trzydzieści parę lat
Nie ma już czołgów pod moimi oknami.
Kolory na powrót się pomieszały.

Na sąsiada donosił syn.

Mehmet Ali Agca
działał z polecenia Wojtyły.

sobota, 2 lipca 2011

MUR

nie wydał mi się zbyt przejęty
gdy się dowiedział że nazajutrz
zostanie stracony
przez otwór w suficie wsyp na węgiel
raz ostatni obserwował nocne niebo

gdyby nie jego zamglony wzrok
i plama na spodniach znak
że nie panuje nad swoimi zwieraczami
byłbym mu zazdrościł tego spokoju

gdyby nie okrucieństwo oprawców którzy
kazali słuchać strzałów i z nadzieją
w nieskończoność czekać na swoją kolej
nigdy by nie wiedział co teraz czuję

niedziela, 26 czerwca 2011

Moje usta

moje usta są strasznie popękane
na górnej wardze opryszczka
założyła kolonię swoich dzieci
zovirax nie pomógł
dolna warga nosi ślady zębów
tylko już nie pamiętam czyich

moje usta wielokrotnego użytku

Pytałem

Pytałem siebie:
W którym momencie
mam wyrzec słowo,
które uratuje jej życie?

Pytałem siebie:
Czy zniósłbym widok
jej martwego ciała,
lunatykującego
w trumnie tego miasta?

Pytałem siebie:
Co zobaczyłbym w jej
śmiertelnym spojrzeniu?
?
Szklany wyrzut nie-
wykorzystanej mocy dzielenia?
?
Grymas bólu
i litość przebaczenia?

Pytałem siebie,
kiedy ktoś rozsupływał
gordyjski węzeł
na jej pajęczynie.

Pytałem siebie,
gdy miłosierny morderca
odchodził w mrok.

Coś wpadło w wentylator

ostatnio spotkałem poezję
marsjaszowe ścierwo
głowa w dół
wypadały podroby

kilku schizofrenicznych satyrów
rżnęło zwłoki w tyłek
a chór zaślinionych starców
ryczał dytyramby

potem przyszli mechanicy
trup ożył
nafaszerowany technologią
pieprzony terminator

a lud uszczęśliwiony
podziwiał tytanowy korpus

tylko XII panien
którym ogolono głowy
zatykało sobie nosy

środa, 8 czerwca 2011

Sen


jak w kalejdoskopie
jedna za drugą
kolorowe sny
kołujący jin jang

ptak stworzony z ognia
przelatuje nad nami

kim jesteś kobieto
minęła północ
myśliwi w białych kapturach
spieszą na polowanie

z nieba spłynął jezus

Ślimaki naturalne czołgi
otwierają ogień

kochałem się z
dlaczego
wybór padł na nią
powietrze mnie za raz
dwa a może trzy
rozerwie

dlaczego oni umierają
car w rosji
kajdany w polsce

zwarte szczęki
sen

Rzucam słowa

Rzucam słowa w próżnię
Gdzie tylko moja myśl
Gdzie
Część mnie najlepsza

Szepczę w ciszę przeklętą
Najgłośniejszą jaką znam
Krzyczącą moimi demonami

Milczę wyrzuty
W oczy mojej samotnicy
I szukam

Szukam Twojego głosu

25

Drogi
którą biegły
moje myśli
Już nie ma
[Zarosła chwastem
Mówią
Potrzebnym]
Drzewo
swą koroną
sięgające nieba
Upadło
[I nie trafił go piorun
Nie ścięła stalowa siekiera
Zwyczajnie
Chyba umarło]
A ten staw
głębia
której toń
sięgała dna duszy
Zasypany?
[Przecież tam
Mówiącą rybą
Pływały moje pragnienia!!]
Mój dom
..........
..........
Mój dom..

wtorek, 31 maja 2011

28


"Mam dwadzieścia cztery lata
Ocalałem
Prowadzony na rzeź"



mam dwadzieścia osiem lat
nie prowadzono mnie na rzeź
nie widziałem tego wszystkiego
ale już nie robi wrażenia
człowiek
który nie będzie zbawiony

nie widziałem
człowieka
który nie był jeden
nikczemny i bez winy

mam dwadzieścia osiem lat
nie prowadzono mnie na rzeź
nie widziałem tego wszystkiego
nie ocalałem

***

A może spróbować
Nie mam nic do stracenia
Mogę tylko przegrać
I utyć od czekolady

I tak
Wszyscy mówią
Że jestem gruba

Mój bezdomny

pojawiał się nagle
w swoim sztywnym
brudnym swetrze
w podeszwach
pozostałych z butów
do stóp
przywiązanych sznurkami
spodnie na pewno
należały kiedyś
do wyjściowego garnituru
teraz
można było tylko
zgadywać ich brąz
przez ramię nosił
przewieszoną torbę
chyba z foliowego sznurka
uplecioną jakieś lat temu
trzydzieści

spod sklejonej czupryny włosów
i brody koloru dojrzałego żyta
oczy spokojne i dumne patrzyły

poniedziałek, 30 maja 2011

Dajcie mi

dajcie mi jakąś wywłokę
dajcie mi kurwę
bym mógł
rżnąć ja od świtu do świtu

dajcie mi sukę
bym mógł
skundlić miłość

Dedykowany

Kocham
Tak inaczej
Jak nigdy wcześniej

Kocham
Tak dziwnie
Jakbym z życia
Wybrał tylko śmierć

***

Czuję mroźny oddech

Szepnij moje imię
W tej chwili!!
Nim samotność mnie zgwałci

wtorek, 24 maja 2011

Huragan

huragan
twym ochrzczony imieniem
na przestrzał mnie przewiał

nieuchwytna wichura
szarpała wysokie chmury
wyśnionymi widziadłami

wedrzeć się w ciebie
ach! wedrzeć
i posiać
kolczastej krwi wyrazy

spłódźmy ją
wielką
i jak Bogurodzica

już nie tak nieskalaną

chmury najwyższe
w oko spokojne

cisza

tylko kukułka

Gniew

Pan
Za zły wzrok
Strzelający gumową amunicją
Spotka się z moim
Ołowianym spojrzeniem

Pan
Za niewiedzę
Pozna inny sposób
Użycia skórzanej smyczy
Kiedy pozwolę panu
Aportować
Najwyższy konar drzewa
Panią
Za brak woli
Uszczęśliwię siłą
Pokażę raj
Stalowego penisa

poniedziałek, 23 maja 2011

ERGO SUM

kiedy odzywa się głód
rozmawiam z nim kiełbasą
gdy pragnienie
puka w drzwi wyschniętych ust
otwieram mu puszkę piwa
zdarza
że buntują się myśli
wynajmuję wtedy kartkę
w której zamieszkają wierszem
odczuwam tęsknotę
gdy zaczyna się projekcja
szukam wtedy
wierząc krwi księgi
bywa że mam pragnienie
oddać się
do starożytnego Rzymu
chcę wejść

***

Jestem krótkim zdaniem
Wyszeptanym przez Boga

Skończę się kropką
!

Jutro

Jutro znów się obudzę
Na pewno w tym samym łóżku
Do którego się położę
I zobaczę ten sam sufit
Który malowałem rok temu
Zapalę papierosa wstanę
Ubiorę się i wyjdę z psem
Przejdę drogę
Tą samą co zwykle

Wieczorem się położę
Do tego samego łóżka

W międzyczasie
Napiszę nieśmiertelny wiersz

Melancholia

Jesień bez Pani jakaś smutna.
I niebo załzawione.
A ja...
Zagubiony pośród starzejących się drzew.

Jesień bez Pani duszę boli.
Wśród umarłych kwiatów, żebrzę
o receptę na odrobinę nadziei
i łut szczęścia.
Jesień bez Pani - taka bezdomna.

Gdzież Pani teraz?
W długie noce przy czyim stole?
O Pani! Wypij proszę
za rychły powrót wiosny,
za moje życie;
niech gdzieś zostanie poczęte!

Jesień bez Pani
tak pełna smutnej poezji,
która tęsknotą mnie ogrzewa.
Taka bezsennie melancholijna
zapatrzeniem w starą fotografię.

Jesień bez Pani taka...
jesienna.

List do Rafała W.

Ty, Rafale, byłeś poezją.
Byłeś każdym swoim wersem.
Każda kropla twojej krwi
była całym tobą.

Ty, Rafale, wciąż szukałeś.
W każdym miejscu
rozglądałeś się za szubienicą.
Swoją prywatną. Osobistą.

Ja, Rafale... Cóż mogę rzec?
Ja jestem wierszem,
który nie zostanie ukończony.
Ja w każdym drzewie widzę
zapraszający gest
wisielczej gałęzi.

Trzymam w ręku klucze do świata

trzymam w ręku klucze do świata
ale ktoś pozmieniał wszystkie zamki

cały mój wkład w jego rozwój
to produkcja śmieci
w plastikowej popielniczce
z napisem Allianz

ściana cała
głowa cała
tylko jakby trochę pusta
tylko
jakby
nie z tego świata

tak tak panie prezydencie
rozumiem i wiem
ale jakoś nie potrafię
od elektryka
do doktora honoris causa

żeby zostać klucznikiem
trzeba mieć
pierwszą grupę inwalidzką
a ja
jak na złość
mam dwie zdrowe ręce

trzymam w ręku klucze do świata
tylko ktoś pozmieniał wszystkie zamki

Kiedy wychodzę


kiedy wychodzę
zamykasz się szczelnie
chociaż wiesz dobrze
że nie wszystek wyszedłem

kiedy wychodzę
całuję cię i mówię słowa
które chcesz usłyszeć
potem zapalam papierosa
i ty sobie
by dymem uspokoić oddech

kiedy wychodzę
z ciebie..
jakże cię nienawidzę
mała złodziejko

Mogłem

wczoraj
w tramwaju do ciebie
złapał mnie
konduktor
pan Niepewny

dzisiaj
ten sam tramwaj

czekam
na następny

uciekł
tramwaj
w którym
mogłem się spełnić